Jeżeli stary Beff cofnął się w czasie i dał Almanach młodemu Beffowi to przyszłość została zmieniona i teoretycznie nie powinno dojść do jakiejkolwiek podróży w czasie, czyli Beff nie mógłby dostać Almanachu. Co wy na to?
Doctor mniej więcej tłumaczył jak się mogło t stać. Przecież on dał Beffowi Almanac w iinnej "strefie" czasowej, czy jak tam to się nazywa.
ta ale jakby tego nie odkręcili to tamta linia czasowa nie powinna by w ogóle powstać. wyjaśnienie twórców tego filmu jest dla mnie mało przekonujace wręcz naiwne
po co brać wszystko na poważnie , gdyby fabuła nie była by lekko naciągana film był by nudny muszą dodać jakieś watki aby ta część była ciekawsza. to jest tylko film ! a nie realna rzeczywistość
Każda teoria podróży w czasie ma wady, więc ta nie jest wyjątkiem, a że jest to komedia to ja bym sobie darował wdawanie się w szczegóły.
Podróże w czasie mimo wszystko dzisiaj są niemożliwe, jak sam film jest trochę nielogiczny ale warty tej 1 godziny i 48 minut :)
nie byłbym taki pewien - to tylko jeden z wymiarów. W jednostkach urojonych wprawdzie, ale taki kondensator czy cewka też mają opór urojony a da się go wykorzystać i nim sterować.
Mnie zastanowiła inna sprawa. Otóż Martin i doktor cofają się z 1985r. równoległej rzeczywistości (w której Beff jest milionerem) do przeszłości tej równoległej rzeczywistości (1955). Tam Martin spotyka samego siebie. Ale rok 1955, do którego Martin cofnął się w czasie w I części, nalezy do przeszłości roku 1985, w którym rodzina McFly żyje szczęśliwie i dostatnio. Zatem, czy w roku 1955, do którego Martin się cofnął w II części, powiniein on tam spotkać samego siebie?
Czasem równoległym był tylko moment, do którego cofnął się Beef. 1955 był taki samo i dla przeszłości 1 (kiedy ojciec był pacanem, a matka gruba), 2 (kiedy ojciec napisał książkę, matka była chuda :P) i 3 (kiedy na ulicach panował chaos). Ale co do kwesti czy powinien spotkać siebie - wydaje mi się, że nie, ponieważ jest to jedna i ta sama osoba, a nie Marty z tamtego czasu, zonaczałoby to, że się rozdwoił ;-) Tak samo kwestia rozwiązania tej sytuacji z Beffem - logicznym wydaje się to iż w momencie cofnięcia się do 1955 nie powinno ich być w 2015, skoro są w 1955, czyli stary Beff nie ma jak się cofnąć - wg filmu są tu i tu i również w 1985, tak naprawdę nie wiedzą gdzie jeszcze mogą być, bo w momencie gdy się zmieniła przeszłość w 1985, zmieniła się przyszłość, czyli Doc z alternatywnej rzeczywistości też mógł próbować to naprawić i w ten sposób moga być miliony doktorków i Martych latających po linii czasu. No, to tak w skrócie co myślę ^^ Strasznie mnie te niescisłości irytowały w tej części :P
A wrzucam poprawiony post, bo nie mogę edytować, się zasugerowałem pisownią błędną i nie dokończyłem myśli ;>
Czasem równoległym był tylko moment, do którego cofnął się Biff. 1955 był taki samo i dla przeszłości 1 (kiedy ojciec był pacanem, a matka gruba), 2 (kiedy ojciec napisał książkę, matka była chuda :P) i 3 (kiedy na ulicach panował chaos). Ale co do kwesti czy powinien spotkać siebie - wydaje mi się, że nie, ponieważ jest to jedna i ta sama osoba, a nie Marty z tamtego czasu, zonaczałoby to, że się rozdwoił ;-) Tak samo kwestia rozwiązania tej sytuacji z Biffem - logicznym wydaje się to iż w momencie cofnięcia się do 1955 nie powinno ich być w 2015, skoro są w 1955, czyli stary Biff nie ma jak się cofnąć - wg filmu są tu i tu i również w 1985, tak naprawdę nie wiedzą gdzie jeszcze mogą być, bo w momencie gdy się zmieniła przeszłość w 1985, zmieniła się przyszłość, czyli Doc z alternatywnej rzeczywistości też mógł próbować to naprawić i w ten sposób moga być miliony doktorków i Martych latających po linii czasu. No ale nawet jeśli by się cofnął (stary Biff), to wracając, trafiłby już do zmienionej przyszłości, no i Marty i Doc też to powinni odczuć, jak to Doc mówił: że się powinna zmienić wokół ich, a nic takiego się nie stało. No, to tak w skrócie co myślę ^^ Strasznie mnie te niescisłości irytowały w tej części :P
Mnie jedno zastanawia, jak ludzie filmy oglądają, rok 1955, jest tylko punktem zwrotnym, było to powiedziane przez docka, rok 1985, nawet ten zmieniony nie miał wpływy na rok 1955 rok.
ehehehe, podzielam zdanie :)
Ja myślę, że takim "morałem" dla filmu było to, że nawet głupia, niby nieważna decyzja może okazać się katastrofą
NAukowcy główkujący nad wechikułem czasu powinni ten film obejrzyć, odechce się zbytniej frajdy :)
A tak w ogóle, gdy Marty przeniósł się do 1955 po raz drugi to, według mnie, powinien zacząć znikać razem z tym wcześniejszym Marty'm. Co o tym sądzicie?
Bzdury piszesz, ten Marty który po raz drugi raz się cofnął do 1955 roku, był jednak starszy od tego z pierwszej podróży, wychodzi że był starszy o około 2-3 dni.
Nie wiem jak ludzie filmy oglądają.
Dla mnie dziwna jest jeszcze jedna rzecz. Kiedy Marty przenosi się do przeszłości i spotyka swoich rodziców, matka sie zakochała w nim zamiast w jego ojcu itd itd... skoro trochę namieszał, rozmawiał ze swoimi rodzicami w przeszłości, to czy w przyszłości oni nie powinni go pamiętać? Matka nie mogła przeoczyć, że jej syn wygląda identycznie jak chłopak którego spotkała w przeszłości i w którym się podkochiwała.
Też o tym trochę myślałem ale mam taką ciekawostkę. W pewnym momencie filmu doszedłem do wniosku że w tym samym czasie są 4 deloriany (w drugiej części 5 listopada 1955) :
-1 którym przyleciał stary Biff
-1 którym przylecieli Marty i doktor żeby odebrać Biffowi almanach
-1 który zakopał doktor w czasach dzikiego zachodu i ciągle leży pod ziemią a odkopią go w części 3
-1 ten z hakiem z pierwszej części
Ciekawe, ale....
wydaje mi się że nie mogło być aż 4 deloreanów w 1955, bo alternatywna teraźniejszość miesza się z rzeczywistą teraźniejszością w momencie gdy cos sie dokona, chociażby w momencie kiedy doktora piorun przeniosł na dziki zachód dokładnie w tym momencie pojawił się delorean z dzikiego zachodu, tak samo jak zaczął znikać Marty w pierwszej części. Wieć wnioskuje że max 3 deloreany były w 1955. 1 skradziony przez biffa, 1 z pierwszej czesci i 1 latający. Tak mi się wydaje.
Generalnie to Marty nie powinien zaczac w ogole znikac, bo juz istnial, nie pojawilby sie po prostu w przyszlosci.
Oskajg: A może właśnie Marty dostał imię po samym sobie? Przy pożegnaniu z młodymi rodzicami w I części matka stwierdza, że Marty to takie śliczne imię - jak dla mnie to czyste nawiązanie do tego, że w przyszłości nazwą tak syna. Taki rodzaj zapętlenia bo i tak by go tak nazwali ale spotkali w przeszłości kogoś wyjątkowego o takim samym imieniu. A co do tego, że jest podobny... Film pokazuje tylko wycinek z życia Martiego, rodzice znają go od urodzenia a nie widzą po raz pierwszy w 1985 więc teoretycznie mogli już kiedyś, choćby żartobliwie, stwierdzić, że jest podobny do tego tajemniczego gościa z ich młodości ale po prostu nie wypomina się komuś co dzień, że jest do kogoś podobny. Po za tym, nic Marty w ogóle się urodził minęło z 13 lat więc jego dawny obraz mógł się z większa zamazać w ich pamięci. Problem byłby gdyby zrobił sobie w 1955 zdjęcie z rodzicami, taki mały trolling :D
Problem z podróżami w czasie polega na tym, że są niesamowicie zagmatwane. W zasadzie, jakby się zastanowić, to w każdej powieści/filmie poruszającym ten temat dałoby radę znaleźć logiczne nieścisłości. W większości przypadków najlepszym logicznym dla fabuły rozwiązaniem byłoby zaniechania podróży w czasie W OGÓLE, ale wtedy nie miałoby to sensu z innych względów ;) Osobiście uważam, że bardzo ciekawie rozwiązał ten problem Rafał Kosik w "Teoretycznie Możliwej Katastrofie" [książce, ponieważ film dla mnie nie istnieje]. Tym, co czytali, przypomnę, że chodzi o tę żarówkę. Jego bohaterowie jakiś czas łamali sobie nad tym głowy, a potem - o ile dobrze pamiętam - doszli do wniosku, że jest to rodzaj czasowego paradoksu. Czyli tak naprawdę nie wymyślili nic, co, moim zdaniem, jest całkiem sprytnym i dobrym rozwiązaniem bez większej szkody dla fabuły.
P.S. Przepraszam za mały offtopik ;)
Pozdrawiam :)
Film nie jest do końca logiczny, ale super wciąga :) Już sam początek 2 części i jej założenie jest bez sensu. Nie jest możliwe spotkanie samego siebie i swoich dzieci w przyszłości. Skoro w 1985 r. doktorek, Marty i Jennifer pakują się do wehikułu i przenoszą do 2015 roku, to w tym roku 2015 ich nie ma, bo 30 lat wcześniej (1985) wsiedli do samochodu i ślad po nich zaginął.
Patrząc z perspektywy innej osoby wyglądało by to tak: żyli sobie, nagle w 1985 roku znikli i ich na świecie nie ma, po czym, po 30 latach w 2015 roku nagle pojawiają się i do tego nie postarzeli się w ogóle :)))
1985 skok do 2015 tam spotkali siebie z przyszłości było to możliwe gdyż później wrócili do swoich czasów i mogli przeżyć normalnie te 30 lat, po czym dołączyli do nich onie z przeszłości i tak w kółko
Właśnie nie. Doktor zabiera Martiego i Jennifer przyszłość, w której oni żyją bez odbycia wcześniej tejże podróży, co jest nielogiczne, bo jak zauważył to pitero83 wymazali się oni z teraźniejszości. Nie mogli jednocześnie odbywać podróży i przeżywać 30 lat, a więc nie mogli się spotkać. Mógł to zrobić tylko Doc, bo jego to nie dotyczyło. Trochę to zagmatwane, ale nie chce mi się rozpisywać, żeby to lepiej przedstawić.
znasz naturę czasu w ogóle żeby takie teorie przedstawiać, nie musi być wszystko pokolei, znikneli w teraźniejszości, potem wrócili do niej czyli mogli sobie przeżyć te 30 lat, reszta to niespójności filmowe
Oo widzę, że mam doczynienia z prawdziwym Władcą Czasu, który w przeciwieństwie do mnie nieoświeconej teorię czasu ma obcykaną :/ dlatego tym bardziej dziwi mnie fakt jak ktoś taki mógł przeoczyć to, że Marty po powrocie z przyszłości zmienia ją podejmując inną decyzję od tej, którą teoretycznie podjął wcześniej (co jest niemożliwe, bo przecież odbywał podróż). Z resztą, gdyby było tak jak mówisz, to stara Jennifer nie powinna się dziwić widokiem tej młodej, bo wiedziałaby, że tak się stanie, chyba, że miałaby sklerozę -_-
chyba nie doczytałas dobrze:
w temacie miałem napisane: film jest nielogiczny
a poprzednio napisałem: "reszta to niespójności filmowe"
tu nie trzeba być "Władcą Czasu" wystarczy logiczne myślenie, choć przyznam nieraz aż głowa boli po takich seansach
No toż ja właśnie wykazuję, że faktycznie film jest nielogiczny :) zresztą takie dyskusje zawsze prowadzą do nikąd, bo tamatyka podróży w czasie jest zbyt nieścisła i zawsze będzie tyle samo teorii co odbiorców. Każdy za swoje przekonanie da się pokroić, a "nawracanie" jest bezcelowe ;)
Doktor najpierw leci w przyszłość sam, a Marty zostaje w 1985. W tym momencie doktor w ułamku sekundy przeżywa 30 lat Martiego i spotyka go w 2015, gdy ten sobie tam żyje z Jennifer. Oznacza to, że w tym momencie również i Doc żyje w 2015 i ta rzeczywistość jest dla niego obowiązującą jako "normalna". Jednak faktycznie w momencie zabrania Martiego do 2015 powinna nastąpić zmiana w 2015, gdyż każda, nawet najmniejsza ingerencja w rok 1985 powoduje zmiany w 2015, a co dopiero ingerencja polegająca na zabraniu Martiego! Ale... pamiętajmy, że czas jest jedynie 4 wymiarem naszego realnego (tego, w którym my żyjemy, nie filmowego) świata, więc co przeszkadza w zmianie położenia względem współrzędnej czasowej, tak jak to czynimy względem współrzędnych przestrzennych?
Ja bym powiedziała, że skoro Marty I Doc zostali w przyszłości i dzięki temu istniała reala możliwość na odkręcenie tego, to była to podstawa do tego, żeby powstał czas alternatywny i ten "stary" a nie jeden czas. Zresztą takie jest podsumowanie całej trylogii, że przyszłość nie jest zdeterminowana raz na zawsze. Jakoś nie kumam tego, że Marty i Biff mieliby jakby "z marszu" wsiąknąć w tę odmienioną rzeczywistość i nie móc tego odkręcić.
A tak z zupełnie innej paki - film ma 24 lata. I po takim czasie na zupełnie innym kontynencie wywołuje takie wciąż takie dyskusje. :)
Wybaczcie, nie czytałem poprzednich postów, ale uderzyło mnie jedno:
kiedy Doc, Marty i Jennifer wsiadają w roku 1985 do wehikułu, przenosząc się w czasie, to tym samym znikają - wymazując siebie z linii czasu i nie mają prawa spotkać samych siebie w przyszłości. Co wy na to?
Osią wszelkich zmian jest Marty i Doc. To oni oglądają zmieniające się tytuły artykułów nie zmieniając się ani trochę w wyniku zmian, które w czasie podróży inicjowali. Podróże w czasie to podróże w czasie i już :)
Patrząc na czas ja na linię, którą można zmienić jedynie cofając się do miejsca w przeszłości, to nie ma żadnego znaczenia.
Z resztą Marty zaraz po powrocie do 1985 czyli do jego teraźniejszości, gdzie kończy się część pierwsza, spotyka doktora, który wraca z 2015 do 1985, gdzie zaczyna się część druga i zabiera Martiego do przyszłości. W skrócie: Marty nie zdążył się odlać po pierwszym odcinku, a już musi lecieć w przyszłość.
W tym momencie znika z roku 1985 i kto żyje dalej żeby być zaobserwowanym w 2015 przez Martiego? Przecież się nie rozdwoił.
Otóż to. W Efekcie Motyla zmiany dotyczą wszystkich, pozostaje jedynie świadomość głównego bohatera. To wydaje się być bliższe logice. Generalnie to można przyjąć, że podróże w czasie :) mogą być możliwe tylko w tył, gdyż to co było, było na pewno. To co ma się wydarzyć się jeszcze nie wydarzyło i jest zbiorem decyzji bądź zrządzeń losu (zależy od punktu widzenia) w Tu i Teraz. A tak w ogóle to czas chyba jako taki nie istnieje, jest jedynie elementem jednego z modeli odzwierciedlenia rzeczywistości - obrazuje stopień przemijania/ zachodzących zmian w odniesieniu do naszego czasu życia.
Nie chodzi mi o efekt motyla sam w sobie, ani efekt motyla w filmie pod tym samym tytułem.
Marty zniknął z rzeczywistości 1985r FIZYCZNIE. Nie może być tak, że kamień, który zabierasz z przEszłości do przYszłości, dalej sobie leży w przYszłości. NIE, PONIEWAŻ GO WCZEŚNIEJ ZABRAŁEŚ :) Można brać pod uwagę okres 2 dni albo 20 lat - bez znaczenia. Jak zabieram coś dzisiaj, to nie pojawi się samo, ani za 2 dni, ani za 20 lat, CHYBA, że zostało PRZENIESIONE w czasie i ktoś to z powrotem odłoży na miejsce. Nie zgodzisz się ze mną?
Cóż. Jeśli powrót z takiej podróży odbędzie się do momentu o sekundę później niż wyruszenie, to przyszłość niejako zapisze się teraźniejszością i (chyba) z urzędu podróżując do przyszłości oglądamy konsekwencję własnych późniejszych decyzji. Teoretycznie to byłoby możliwe. Również teoretycznie każdą przyszłość możemy zastać po dotarciu do niej choćby z tego powodu, że nie wiemy ile podobnych podróży odbyliśmy jako ludzie z naszej przyszłości. Innymi słowy docierając do jakiegoś momentu w przyszłości lub przeszłości moglibyśmy mieć do czynienia z dowolną sytuacją nie mającą związku z naszą teraźniejszością gdyż mogłaby to być tuż po kolejnych przemianach następna wersja dziejów. Idąc jeszcze dalej, zmiana przebiegu życia, która odbyła by się bez naszej wiedzy skutkowałaby automatycznie natychmiastową (niefortunne określenie) zamianą naszych wspomnień na nowe, w związku z czym nawet nie wiedzielibyśmy o zmianie. To droga w bardzo ślepy zaułek. W tym wszystkim brakuje bazy, o której starałem się napisać wcześniej. Taką bazą jest to, że istnieje tylko Teraz. Czas to element modelu potrzebnego aby odzwierciedlić rzeczywistość w umyśle. Jednak zastanawiający jest fakt różnicy wskazań zegara w zależności od prędkości. hmmm Tutaj to możemy się spodziewać, że ma to raczej coś wspólnego z tempem starzenia niż z faktycznymi różnicami w postrzeganiu. Innymi słowy z zależności od układu odniesienia z boku patrząc ludzie poruszaliby się dla nas wolniej lub szybciej ale nie będziemy mogli tego zaobserwować gdyż musielibyśmy się poruszać z równą prędkością więc czas dla nas biegłby w równym stopniu. echh... Jako nastolatek uwielbiałem każdą formę sf. Pamiętam jak w latach osiemdziesiątych wyemitowano w programie drugim TVP o godzinie 21.45 pierwszy odcinek Pereł z Lamusa. I co puścili Raczek i Kałużyński ? Wehikuł Czasu ! To był seans! W tamtych czasach nie mieliśmy dostępu do netu, takich kaset wideo itp. Pozdrawiam
Owszem, ale teoria liniowości Doc'a temu zaprzecza, ponieważ oni tego(powrotu) jeszcze nie dokonali, dopiero piszą wydarzenia - kształtują "świeżą" linię czasu.
Zobacz, gdyby z góry było założone, że wrócą sekundę po wyruszeniu(o czym wspominasz na początku), to ich obecność w przyszłości nie byłaby konieczna, ponieważ zanim wrócili do momentu "sekunda po wyruszeniu" naprawili wszystkie problemy które chcieli naprawić, a więc po przeniesieniu w przyszłość powinni oglądać tylko własne sukcesy bez potrzeby poprawiania(spotkane osoby w przyszłości byłyby świadome przyszłych błędów). Chodzi mi o to, że nie można obserwować skutku przed wykonaniem działania.
Teoria liniowości o której mówi Doc uniemożliwia im spotkanie siebie samych w przyszłości, bo z ówczesnej teraźniejszości zniknęli po przeniesieniu się w przyszłość.
Siebie samych mogą spotkać jedynie przenosząc się w przyszłość ale z dalekiej przeszłości np. z dzikiego zachodu aż do momentu w którym zniknęli.
Cześć, tak sobie siedzę w pracy i rozkminiam ;)
Czy skok w czasie i podróż w czasie to to samo. Jeśli skok to sam moment przejścia z jednego roku do drugiego to trwał ułamek sekundy. Podróż to czas przebywania w przeszłości (Marty kilka dni w 1955 roku). Czy przebywanie Martiego w 1955 roku w pierwszej części trwało również kilka dni w czasie rzeczywistym roku 1985.
Ciekawe, że DeLorian tylko po pierwszym skoku w czasie (z psem) był lodowaty na zewnątrz.
A jakie znaczenie w tym co napisałeś ma podróż/skok i ew. różnice?
Generalnie różnicę skok/podróż fajnie widać kontrastując BTTF2 z filmem "Wehikuł czasu", gdzie bohater wyraźnie podróżuje w swoistej bańce (energii?), której w jakichś sposób nikt nie zauważa. Film polecam z uwagi na wizję słuszności podejmowanych przez nas decyzji, w obliczu czasu, gdzie wydawało by się nasze prywatne "wielkie" problemy w funkcji czau są niczym, jak i to "dokąd zmierzamy?"
Uwierz mi bracie ze zawsze mam problem z tym samym. Podobnie nie moge zaakceptowac motywu w terminatorze. Jakim cudem John Connor mogl powstac skoro to on dopiero wyslal Reesa ktory zaplodnil Sare. To tak jakby nagle pojawil sie znikad.
Tutaj tak samo. Jezeli Biff zgarnal ksiazke i stal sie miliarderem to juz w przyszlosci nie bylaby potrzebna jakakolwiek podroz w czasie.
A wszystkie te tlumaczenia linii czaoswych i innych swiatow do mnie nie przemawiaja.