podobał się wam ten film? I jeśli tak, to moglibyście od razu napisać dlaczego ; J
Coż, myślę, że jeśli ktoś jest niewierzący to wciąż może lubić ten film z kilku powodów:
1. Można to potraktować jako baśń co daje wtedy potrzebny dystans do tematu a tym samym możliwość delektowania się stroną estetyczno-warsztatową. Można wtedy dostrzec piękne zdjęcia, ciekawą walkę wewnętrzną bohatera i.t.d.
2. Cieszyć może też fakt, że ktoś w ogóle podjął ten temat, który w naszym społeczeństwie zdominowanym przez kler jest tabu. To może pomóc pewnej dyskusji, refleksji co do różnych wizji, interpretacji czy też alternatywnych historii o Jezusie i choć trochę podgryzie autorytet ortodoksji a to wyjdzie na dobre wszystkim i samym wiernym również, bo jak uczy historia gdy kościół miał zbyt dużą władzę było to bardzo destrukcyjne również dla samych ludzi kościoła, którzy również byli prześladowani za tak zwane herezje i nie tylko....
Obecnie kiedy społeczeństwo jest znacznie zsekularyzowane problem nie jest tak palący jak kiedyś. Dziś problem mamy głównie z islamem ale jakoś chętnych na "ostatnie kuszenie Mahometa" nie widać" :-)
"Lubić film"? Na boga, film może się podobać, a lubić można kolegów (albo lubić wracać do jakiegoś filmu). Naprawdę trzeba zaśmiecać sobie mózg i mowę żargonami portalowymi?
>Dziś problem mamy głównie z islamem
"my", to znaczy kto?
A nie czepiasz się słówek? Dla mnie "podoba mi się" i "lubię" to synonimy...
My to znaczy świat - bo żyjemy w globalnej wiosce - nawet jeśli nie podróżujesz do krajów islamskich terroryści mogą Cię dopaść praktycznie wszędzie...Fanatycy islamscy chcą przywrócić kalifat...chyba oglądasz newsy?
Oglądam wiadomości:)
A jeśli ja Ci powiem, że "idiota" i "ten, który się ze mną nie zgadza" to synonimy? Może się wówczas wywiązać nieporozumienie. Słowa i ich znaczenie są ważne, uwierz mi.
Chcesz powiedzieć, że świat ma problem z fundamentalizmem islamskim, tak? A nie z islamem, prawda? Widzisz, słowa są ważne.
Słowa czasem są ważne, innym razem nie...zawsze można doprecyzować jak istnieje dobra wola...
To zależy jak spojrzymy na problem: gdyby islam nie istniał to nie byłoby z nim problemu :-) Fakt, że dziś mamy różne "islamy" mniej lub bardziej wojujące a nawet zdarzają się pacyfistyczne (sufizm). Problem jest taki, że to radykałowie są bliżej pierwowzoru bo prorok od pewnego momentu stał się radykałem (i odrzucił łagodny islam) więc to niestety wygląda na problem z samym islamem, gdyż ich okrucieństwo wynika z samej księgi (wzywającej do okrucieństwa) i przykładów (czynów) samego proroka...
mądra odpowiedż,każdy ma inne podejście do spraw religijnych czy inny światopogląd,ale niestety zamiast o tym otwarcie mówić ludzie się zwalczają-to jest najsmutniejsze.
Fundamentalizm każdy jest zły. Jeżdżę trochę po świecie i znam troszkę muzułmanów i buddystów. To są normalni wierzący ludzie, bez agresji i wywyższania swojej religii. Spałem u nich w domach bez noża pod poduszką mimo iż wiedzieli, że jestem chrześcijaninem. Ludzie z natury rodzą się dobrzy. Nakręcają ich politycy i fanatycy.
Synonimy to nie są, ale wyrażenie jest na tyle precyzyjne, że wiadomo o co chodzi. A zrozumienie jest najważniejsze bo mówi się po to by się porozumieć a nie by używać poprawnych form (choć poprawność nie jest bez znaczenia!)
A co się spodobało w tym filmie pastafarianinowi? Odmienne niż standardowo, ludzkie podejście do tematu. Żadnego GOD MODE ON tylko typowo człowiecze uczucia: strach, niepewność i ból, chęć życia u boku bliskich najlepiej.
To tak jakbyś porównywał oglądanie jatki z lądowania w Normandii siedząc bezpiecznie w wygodnym fotelu z marznięciem w deszczu w okopie i oczekiwaniu na atak wroga.
Że tak się wtrącę. Co jest nie tak z okresleniem "lubić film"? Używam go od dawna w kontekście sympatii filmowych i nie widzę żadnych nielogiczności. A więc...?
Wiesz to jest taka poprawność. Tak samo jak kilka lat temu, nie wiem czy wiesz, krążył demot: mów swojej kobiecie że wygląda ładnie, ślicznie, pieknie, zjawiskowo itp, ale nigdy zajebiście. Co złego w mowieniu swojej kobiecie, że wygląda zajebiście? No właśnie, np moim zdaniem nic... ;P
Nic. Ktoś chce pokazać jaki to on nie jest grzeczniutki bo nie używa brzydkich słów (w przypadku przytoczonego przeze mnie przykładu) albo po prostu taka moim zdaniem marna próba kreowania się na ideał :)
W przypadku udzielania się na foum jeszcze rozumiem jako tako tych wytykających błędy ortograficzne czy gramatyczne (choć i tak uwazam, że wazniejsze jest CO kto mówi, a nie JAK) tak czepianie się o użycie słowa w danym kontekście, które jest używane co dzień od dawien dawna - czyli "lubię ten film" - jest kompletnie bez sensu.
Film bardzo dobry sam w sobie, a przedstawiona w nim historia Chrystusa ma o wiele więcej sensu niż ta lansowana przez Kościół i wszystkie pozostałe filmy o tej tematyce.
Lansowana przez Kościół... ciekawe... A co takiego lansuje Kościół i dlaczego nie jest to w sprzeczności z tą historią? A także z Ewangelią. Ot, wizja artystyczna, dość ortodoksyjna. Wszak Jezus z Krzyża nie rezygnuje, a to jest clou.
Bo to dobrze zrealizowany film, z pięknymi zdjęciami i kostiumami oraz niespotykanie, na tle typowych realizacji opowieści o Chrystusie, pogłębionym psychologicznie portrecie postaci. W sumie, fabuła chyba nie odbiega znacząco od kanonu -- ewentualnie, inaczej rozkłada akcenty. Nie trzeba być człowiekiem wierzącym, żeby móc/chcieć oglądać film odwołujący się do wydarzeń biblijnych. Jakby na to nie patrzeć, historie biblijne należą do najważniejszych opowieści naszego kręgu kulturowego. Mitologię Greków i Rzymian ludzie wierzący również czytują.
Odpowiem z drugiej strony barykady, skoro wyszło. Podoba mi się odejście od pana w prześcieradle z książeczki dla dzieci. Niekoniecznie podoba mi się natomiast sprowadzanie zwiększonej wrażliwości do 'głupiego Jasia latającego po wsi'. Bo Scorsese zdaje się iść w tę stronę - "Jasiek Kaśkowej diabła w polu zobaczył, laboga, pomyleniec... okadźcie go matka, bo przygłup wstyd przynosi".
Podobał mi się ten film z kilku powodów:
1. Ma bardzo dobrą obsadę.
2. Jest znakomicie nakręcony, świetna reżyseria i zdjęcia.
3. Ma fantastyczną muzykę Petera Gabriela.
4. Last but not least - pokazuje, czym MOGŁYBY być kościoły chrześcijańskie (po prostu wspólnotą podobnie myślących ludzi), gdyby nie zostały przerobione na maszynki do generowania władzy i majątku i pasienia hierarchów.
Mitologie to tylko mitologie, ludzie powinni mieć dystans do swojej wiary, bądź jej braku i mądrości szukać w różnych systemach filozoficznych i religijnych. Sami ateiści wątpię by mieli coś do Jezusa, raczej do tego jak się go kreuje i wykorzystuje wizerunek, a ten film pokazuje bardziej ludzką stronę Chrystusa.
Zapewniam Cię, że mają. Na ogół to kryją, ale wobec Jezusa nie można być obojętnym. Ot i wszystko. Wypierać z siebie można, ale tylko do czasu. Zawsze w życiu w końcu przychodzi "sprawdzam".
Jestem totalnie obojętny jeśli chodzi o Jezusa. Wisi mi tak samo jak Ra czy inny Mohamet. Ot taka bajka z morałem. W każdej religii oni są tacy sami, zmartwychwstają, umierają za ludzkość. Ciekawa baśn aczkolwiek nie rozumiem dlaczego ktoś miał by być nie obojętny co do treści.
Dla mnie to genialny film i równie fantastyczna książka. Nie wiem czy do mnie kierujesz pytanie w swoim poście, bo jestem bezwyznaniowcem (dokonałem apostazji), ale uważam ten film za klasykę kina.
Majstersztyk aktorstwa, zdjęć, scenariusza, reżyserii, muzyki.
Pomysł opiera się na gnostyckiej ewangelii Judasza, w którym widzimy go jako najwierniejszego ucznia. Piotr jest hołubiony przez Kościół, a zaparł się Jezusa trzy razy, Judasz walczył z samym sobą i został poproszony przez Jezusa o zdradę:
"- Zdradziłbyś przyjaciela? - w filmie Judasz pyta Jezusa
- Nie. Na szczęście Bóg przydzielił mi prostsze zadanie, mam tylko umrzeć na krzyżu - odpowiada Jezus"
Do tego świetnie pokazuje jego ludzką naturę i słabości. Książka i film szokowały katolików, nie mam zielonego pojęcia dlaczego. Rozumiem, że Jezus spółkujący z Marią Magdaleną może wywoływać kontrowersje, ale to przecież film wręcz prokatolicki!!! (nie mówię o rzymskim katolicyzmie, bo oni są przegrani, ale w ogóle idei chrześcijaństwa)
Pewnie, jak zwykle, najbardziej protestują ci, którzy filmu nigdy nie widzieli, a książki Kazantzakisa nie trzymali w ręku.
ja ateista powem podobał mi się bo tak:
- muzyka Petera Gabriela
- role aktorskie
- niekonwencjonalne podejście do tematu
- świetne zdjęcia
- fantastyczny klimat
Nie widziałem tego filmu, dziś może obejrzę, ale odpowiem ci zaocznie.
Ateiści, agnostycy itp nie podważają istnienia Jezusa, odrzucają istnienie Boga, a to dwie różne kwestie.
Jezus jest postacią historyczną, więc można nie wierzyć w cuda przez Niego dokonane, ale nie można mówić, że nie istniał ktoś taki. Więc zgadzam się.
jeszcze nie jest, nie zmyślaj. Większość apostołów jest udokumentowana, Maria Magdalena również. Przy okazji - nie była ladacznicą, to oszczerstwo wymyślone, by konstruowana dla mas biblia nie zawierała treści, które przeszkadzały by w narzuceniu niewolniczego charakteru kobietom. W całym tym ruchu, jalbyśmy to dziś nazwali, antysystemowym, to Maria Magdalena byla niezaprzeczalną siłą intelektualną, i jeśli komukolwiek jakaś nadprzyrodona moc sączyła boskie treści do głowy, to właśnie jej.
O dziwo, akurat jeśli chodzi o rzekomego Jezusa, to nie ma żadnych bezpośrednich dowodów jego istnienia, ani rownież pośrednich. Dziwne to o tyle, gdyż standardy praworządności i dobrych obyczajów w starożytnym Rzymie były bardzo wysokie, zachowały się liczne dokumenty, również dotyczące spraw niepomiernie bardziej błachych, a tu akurat cisza i mgła. jako, że administracja watykańska z tego, co wiem, stanowi ciągłość administracyjną z Cesarstwem Rzymskim, więc jeśli by istniały jakiekolwiek dokumenty dotyczące choćby procesu jezusa, to Watykan powinien być w ich posiadaniu, i zapewne trąbiłby o tym na cały świat. Wniosek się sam nasuwa - opowieść o jezusie, to jedna z licznych historyjek mesjańskich, niezwykle popularnych w tamtym czasie. Oni mieli swego Jezusa, my mamy swego Mistrza Yodę. Czyli, nic się nie zmieniło.
Do wszystkich tzw wierzących, tak zupełnie na serio, bardzo Wam wszystkim współczuję. Zyczę Wam siły, byście soę kiedyś uwolnili, byście mogli zobaczyć, jaki świat, życie, jakie to wszystko jest piękne, gdy się nie jest zaczadzonym religią. Byście zobaczyli, jak wszystko staje się piękniejsze i prostsze. Pozdrawiam
Agnostycy nie odrzucają istnienie Boga, mówią jedynie "Jest pychą udawać, że się wie coś, czego się nie wie".
Niekoniecznie tylko i wyłącznie ateiści. Papież Franciszek też dąży do zagłady europejskiej cywilizacji.
Ja mówię poważnie. Przecież on nawet katolików nie reprezentuje. Słyszałem też, że podobno chce ustanowić św. czy bł. kata Polaków z czasów II WŚ.
A tutaj zbytnie uogólnienie. Nie wszyscy ateiści tacy są. Ja nie mam nic przeciwko ateistą, o ile nie atakują bezpodstawnie pewnych wartości. Ja także nie atakuję ateistów.
W Czechach jest pełno ateistów, a jakoś nie walczą z chrześcijaństwem. Natomiast Francja, która przyjęła chrzest 500 lat przed Polską, burzy kościoły pod budowę meczetów.
Co do ateistów to mój wpis miał charakter prowokacji ;) Śmieszne jest jednak to że niektórzy ateiści to ateiści tylko chrześcijańscy :)
Ale papież Franz mi się faktycznie nie podoba, prawdziwy papież broniłby wiary chrześcijańskiej przed nawałą islamską, jaką w tej chwili widzimy, a ten wręcz jej sprzyja.
O jakiego kata chodzi ?
To bardziej taka polska tradycja, że Boże Narodzenie obchodzą wraz ze swoimi rodzinami.
Chodzi mi o Andrzeja Szeptyckiego.
Ja chyba jestem agnostykiem (jezeli ateista to nie wojujacym) ,film mi sie podobal,ale mysle ze to muzyka jest za to odpowiedzialna,jakos czulem bliski wschod dzieki temu,np podczas niedzieli palmowej gdy wchodzili do miasta,muzyka byla tak dobra ze chcialem tam byc razem z nimi(nie wiem jak inaczej to powiedziec).swietne zdjecia,gra aktorska,zwlaszcza podobala mis sie postac Judasza,walczyl przeciw Rzymowi i poszukiwal prawdy,Magdalena...etc.
Ja byłem ateistą przez 11 lat. Nawróciłem się, i zupełnie inaczej rozumiem wiele nauk Jezusa niż katolicy i nie tylko. Pewne fakty poukładały mi się w taką całość, że byłbym idiotą, gdybym nie wierzył w boskość Chrystusa (choć po części był też ludzki). Dlatego kiedy ściągnąłem ten film, zachęcony opisem (ho hoo, intrygujące), tylko przewinąłem do końca, żeby zobaczyć, czy jest ukrzyżowanie. A tutaj wymyślony podstarzały Jezus, czyli jakoby cała zbawcza misja Jezusa była bajką. Eeee... powiem tak, niezależnie od treści całego filmu, jeśli nie uwierzy się ostatecznie w misję Jezusa, to jest to goovno, a nie film. Tego typu wariacje, to ja rozumiem w przypadku zwykłych postaci, nawet wybitnych. Ale Jezus jest zbawcą. Rozumiem, że twórcy filmu w to nie wierzą, mają prawo. Odbiorcy też. Choć nie wiecie, co tracicie. Uważam, że wiele postaci oddaje swoimi życiorysami metafilozofię Chrystusa, i wtedy wystarczą nam refleksje, i wtedy ich rola wystarcza, bo do Jezusa zbliżają. Jednak Robienie z Chrystusa całkowicie zwykłego człowieka, to zwodnicza bujda, nie wnikając w intencje twórców filmu. Uprzedzam, że oglądałem Zeitgeist, więc ewentualne wypominanie bóstw z wcześniejszej jeszcze historii, nie zrobi na mnie wrażenia. ;)
To ja mam na odwrót, wierzyłem do 12 roku życia a potem uznałem ,że musiał bym być idiotą żeby w te brednie wierzyć : ) Film świetny.
Takie pytanie w ogóle nie powinno mieć miejsca. Pasjonat kina ma gdzieś to o czym jest film. Interesuje go to, czy jest dobry. Mam głęboko w czterech literach boga, wiarę i kościół, a film w moim przekonaniu jest arcydziełem. "Ostatnie kuszenie Chrystusa" to rozprawa psychologiczna na temat ludzkiej natury i odwiecznego konfliktu ciała z szeroko rozumianym duchem. Poza tym jeśli uważnie oglądałeś znalazłbyś w filmie treści, które przemawiają za koncepcją wiary zrodzonej ze strachu. Ludzie potrzebują boga i wiary niezależnie od tego czy jej podwaliny są prawdziwe i czy zbawienie jest możliwe, ponieważ wiara daje im nadzieję, choćby i całkowicie złudną, ale zawsze nadzieję. Jest naturalną ludzką potrzebą, podobnie jak kontakty cielesne czy pragnienie sprawiedliwości. Wiara pozwala przezwyciężyć lęk. Sam Jezus w tym filmie jest przesiąknięty nieustającym strachem oraz wątpliwościami, ale jego wiara jest silna i autentyczna. Nie wszyscy ludzie mogą tak wierzyć. Dla mas wiara jest swoistym opium, czymś co pozwala spojrzeć na przepełniony okrucieństwem świat przez bardziej kolorowe okulary. Wystarczy wsłuchać się w dialog Szawła z Jezusem. Filmowy Jezus, współczuje wszystkim i wszystkiemu, a kiedy patrzy w szkliste oko mrówki, widzi w nim oblicze boga. Jak we wszystkim innym. To opowieść o człowieku grzeszącym nie z tego powodu, że jest słaby, ale dlatego, że jest człowiekiem, a w naturze człowieka leży słabość. Ostatecznie jednak przełamuje wszelkie pokusy ciała i z miłości chce wypić kielich, który podstawia mu bóg.
Całość oprawiona jest świetnym montażem, muzyką Petera Gabriela, świetnym aktorstwem i symboliką. Traktowanie tej historii dosłownie mija się z celem. Powiedziałbym, że to pewien eksperyment na widzu. Poruszanie wrażliwych strun w jego duszy i zadawanie mu pytania: czego tak na prawdę pragnie? Miłości czy topora, sprawiedliwości czy nadstawiania drugiego policzka? To jest wielki konflikt i żadna odpowiedź nie jest w 100% słuszna czy błędna. Film porusza znacznie więcej dylematów i to czyni go wielkim kinem. W żadnym wypadku nie jest to film antyreligijny, ani tez religijny. Rozpowszechnienie wiary poprzez kościelne instytucje mocną ja zdehumanizowało, a "Ostatnie kuszenie Chrystusa" przypomina, że wiara bez ludzkiego pierwiastka, jest tylko kajdanami, a nie drogą do zbawienia.
Z punktu widzenia agnostyka (czyli osoby która mówi "Jest pychą udawać, że się wie coś, czego się nie wie").
Do momentu wjazdu do Jeruzalem film zrobiony bardzo "skrótomyślowo" dla kogoś kto kuma temat jest w miarę możliwości wiadome co i jak, ale nie dla typowego "katola".
Gratka zaczyna się dopiero później.
Od momentu, kiedy Jeszue krzyczy że przybył ochrzcić wszystkich ogniem zaczyna się prawdziwa gra na przekonaniach, wierzeniach i podaniach. Człowieczeństwo pełną piersią.
Ja również uważam że Judasz w całym zajściu właśnie taka jak w filmie mógł pełnić rolę - nazwanie go zdrajcą było na rękę tylko władzom kościelnym i tak właśnie został przez Kościół nazwany.
Przekozacką sceną jest moment spotkania się Jezusa z Szawłem póź, Pawłem. Ta właśnie scena to kwintesencja całej tzw. Wiary Katolickiej - obecnego Kościoła Katolickiego.
Dużo brakuje tu do całości ale uważam film za udany, do tego dosyć porządnie nakręcony i oprawiony niezłą ścieżką dźwiękową.
Mam nadzieję że w niedalekiej przyszłości powstanie jakiś obraz na podstawie udokumentowanych z tamtych czasów zachowań, mentalności i dążeń politycznych ówczesnych mieszkańców tego regionu świata. Bo przecież materiału nie brakuje.
Dla mnie ten film ma ogromną wartość artystyczną: świetne aktorstwo, kostiumy, scenografia. Idzie w poprzek mdłemu wizerunkowi Jezusa, a także przedstawieniu tamtych czasów, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Do tego genialna muzyka