Tak jak sądziłem przed seansem, dorosłem na tyle do tego filmu, żeby stwierdzić, że jest
prawdziwą perełką ówczesnej kinematografii i to na szerszym polu, niż tylko nasze rodzime
produkcje.
"Za młodu" próbowałem podejść do tego tytułu, ale w przeciwieństwie do książki brakowało mi
akcji i szybszego rozwoju wydarzeń. Wydawało mi się, że jest zbyt przegadany. Po wczorajszym
seansie rzuciło mi się w oczy parę drobnych mankamentów, jak np. jednostajny i "ponury"
obraz Egiptu (a źródła historyczne podają, że nie do końca tak było vide kolorowe freski na
ścianach, czy zielone zróżnicowane tereny w dorzeczach Nilu), echo pd piramidą, wielkie lasy
na brzegach jezior, czy czasami przesadzona charakteryzacja niektórych postaci (brązowa
skóra na twarzy czasem aż sina, a pod włosami już biała). Są to jednak niewielkie, a wręcz
marginalne aspekty, które nie mają specjalnie dużego wpływu na wybornie wciągający
całokształt. W każdym bądź razie polecam, szczególnie tym, którzy "Faraona" nie docenili jako
szczyle, bo oglądali go na polskim, czy w świąteczny dzień z rodzinką do obiadu. :D