Film rozpoczyna się od mocnego, emocjonalnego kopa. Sądowy egzekutor długów wpada na oddział intensywnej terapii szpitala w Wałbrzychu. Bez oglądania się na lekarzy, pielęgniarki czy nawet
Film rozpoczyna się od mocnego, emocjonalnego kopa. Sądowy egzekutor długów wpada na oddział intensywnej terapii szpitala w Wałbrzychu. Bez oglądania się na lekarzy, pielęgniarki czy nawet pacjentów - posługując się fachową terminologią - zajmuje kolejne sprzęty, z pomocą których chorzy toczą walkę o życie. Nie ma w sobie cienia litości, wykonuje swoje obowiązki bez najmniejszych skrupułów. Do opamiętania się zmusza go dopiero ostra interwencja szpitalnego personelu - jest bowiem tak zajęty, że nie dostrzega, iż urządzenie monitorujące stan zdrowia jednego z pacjentów zasygnalizowało zatrzymanie akcji serca.
Film "Komornik" w reżyserii Feliksa Falka opowiada historię Lucjana Bohmego (doskonały Andrzej Chyra). Bohme jest - jak wynika ze wstępu - komornikiem sądowym. I to dobrym, najlepszym w swoim rewirze. Swoją pozycję wypracował sobie dzięki wsparciu prezesa sądu (Frycz) oraz kontaktom z piękną panią adwokat (Kożuchowska), ale przede wszystkim - dzięki bezkompromisowym, co najmniej dwuznacznym metodom pracy. Egzekwuje długi w sposób bezwzględny, wręcz okrutny. Nie okazuje krztyny empatii i współczucia, jest nieustępliwy i bezlitosny tak dla krętacza, który dorobił się majątku na lewych interesach, jak i poważnie chorej kilkulatki, której ojciec jest alkoholikiem, a matka zarabia grosze.
Bohme nie przebiera w środkach, czyniąc wzbudzanie strachu swoim głównym narzędziem pracy, co wpycha go w coraz większą arogancję i napuszenie. Jego postawa jest efektem bolesnej przeszłości, Lucjan nie boi się powiedzieć wprost, że najchętniej zabiłby własnego ojca za całe zło, które mu uczynił. I nagle dochodzi do wydarzenia, które wywraca do góry nogami cały dotychczasowy światopogląd komornika. Bohme przechodzi metamorfozę swojej osobowości, a tragedia, której stał się świadkiem, otwiera mu oczy na ludzką krzywdę, której sam często był powodem, i dopiero po niej zaczyna dostrzegać człowieka w człowieku.
"Komornik" wyraźnie podzielony jest na dwie części. W pierwszej Falk odsłania kulisy pracy komornika sądowego. Czyni to w sposób lekko przerysowany, ale dobitny. Bohme nie wzbudza w widzu absolutnie żadnej sympatii. Jego sposób pracy, mimo że skuteczny i przynoszący splendory, jest po prostu brutalny. Poruszające są sceny egzekucji wierzytelności, w których bezbronni dłużnicy, często doprowadzeni na skraj desperacji, bezradnie próbują powstrzymać komornika przed dokonaniem swoich obowiązków. Film reżysera "Joanny" jest wówczas dobrze poprowadzonym, angażującym dramatem z silnie zarysowanym wątkiem społecznym w tle.
Druga część natomiast - po emocjonalnej wolcie - przedstawia Bohmego, który "odnalazł w sobie dobro" i postanawia zadośćuczynić ludziom, którzy przez niego cierpieli, ale także - a może zwłaszcza - wyrównać rachunki z samym sobą. Niestety twórca "Enen" nie potrafił sugestywnie oddać uczuciowej rewolucji, jaka zaszła w Lucjanie. Pędzi z narracją "na łeb na szyję", brakuje mu wyczucia i subtelności. Chłodny obraz komornika, który intensywnie zarysował zaledwie chwilę wcześniej, znika. Nagle Bohme staje się bowiem zbawcą świata, któremu drogę wskazuje figurka Najświętszej Panienki (którą notabene wcześniej zainkasował), a jego decyzje i działania - choć szlachetne - są nieprawdopodobne i kuriozalne. Wszystko to prowadzi do pustego finału, który rozczarowuje i pozostawia w widzu uczucie zmarnowanego potencjału.
"Komornik" jest solidnie zrealizowanym filmem. Surowe zdjęcia nieźle współgrają z nieco hipnotyczną muzyką, wymownie prezentując nam przytłaczającą szarość dolnośląskiego miasteczka. Przekonują także świetne kreacje aktorskie. Niestety w kulminacyjnym momencie historia - mówiąc kolokwialnie - siada i nie potrafi już się podnieść, wpadając w momentami irytującą infantylność. Niemniej polecam, bo, choć nie arcydzieło, to porządny i przez większą część czasu frapujący obraz.